Mam wrażenie, że jestem z tym fantem osamotniona. Jedynym "felerem" w naszym
związku, który mnie czasem mocno drażni jest fakt, że mam większe potrzeby
seksualne niz mój mąż. Ukuło się powiedzenie, ze facet zawsze chce a nie
zawsze moze a kobieta odwrotnie. U mnie jest inaczej. Najbardziej wnerwia
mnie to, że musze bardzo zabiegac o to żeby go skłonic do seksu. Zaczynam
przybierac w tym męską rolę - jak facet czynię podejścia: pieszczoty,
czułości itp niemal od stóp do głów. On się odwzajemnia ale rzadko. Jak
zaniecham tego typu zabiegów możemy sie nie kochac nawet z 2-3 tygodnie. Jemu
wystarczą buziaki i przytulanie-to uwialbia. Pierwszy raz spotkałam się takim
zachowaniem u faceta wzgledem mojej osoby. Sam twierdzi, ze ma mały
temperament myśle ok ale staraj sie na Boga!! Tymczasem gra wstępna jedt
jedynie w moim wykonaniu:( nieraz mówiłam o swoich potrzebach że lubię to i
owo ale mimo tego nie otrzymuje tego. Dziwi mnie to i nie moge tego
zrozumieć. Nadmienie, że mam 24 lata a on 38 i nie ma kochanki, czy zganić to
na wiek? Na poczatku był niesamowitym ogierem...Czy któraś z Was może też
jest w podobnej sytuacji? Co robić?