To miał być zwykły zabieg usunięcia i leczenia kilku mlecznych zębów. Dostał znieczulenie, które wywołało u niego gorączkę złośliwą, czyli hipertermię. 4-letniego Michała nie udało się uratować, umarł w fotelu dentystycznym - czytamy w "Fakcie".
dalej »
To było zdrowe dziecko. Potwierdzają to m.in. wyniki sekcji zwłok. Miał tylko problemy z próchnicą, jak większość dzieci w jego wieku. Wstępne leczenie nie przynosiło skutku, a chłopiec coraz bardziej cierpiał. Robiły mu się stany zapalne dziąseł. Lekarze postanowili usunąć kilka mleczaków, a pozostałe chcieli leczyć kanałowo. Rodzice wybrali najlepszą ich zdaniem placówkę w Warszawie.
"Lekarze zapytali, czy Michałek jest zdrowy. Gdy usłyszeli, że tak, położyli go na fotelu i podali narkozę. Zapewniali, że zabieg jest bezpieczny, a synek jest w dobrych rekach. Mieliśmy przyjść po niego za 1,5 godziny" – wspomina "Faktowi" Anna Kamińska.
Po podaniu narkozy dostał 40 stopni gorączki, napięły mu się mięśnie, a serduszko zaczęło bardzo szybko bić. Lekarze przykładali mu do ciała zimne ręczniki, lód, trzykrotnie go reanimowali. Okazało się, że w placówce, gdzie umierało dziecko, nie było specjalnego leku, który mógłby uratować mu życie. Przez półtorej godziny konania czterolatka nie wysłano też karetki po lek do pobliskiego szpitala.
Karetka przyjechała do chłopca, ale po półtorej godzinie i bez leku. Michałek zmarł 5 minut przed przyjściem rodziców. Nikt ich nie zawiadomił, że z dzieckiem jest bardzo źle. Sprawą zajęła się prokuratura. Dyrekcja centrum nie chce się wypowiadać.
("Fakt")
http://wiadomosci.o2.pl/?s=257&t=530490#more
biedny chłopczyk [*][*][*]
A lekarzy to bym za to na krzesło elektryczne posadziła i nie wypuściła już